Kilka takich luźnych pomysłów/obserwacji.
Podstawa to nie doprowadzać do monotonii i znudzenia, a raczej dążyć do tego, żeby to była dobra zabawa, żeby pojawiało się zadowolenie z siebie i zespołu gdy coś wyjdzie ładnie. Nie traktować musztry zbyt serio (no chyba, że taki mamy styl w drużynie).
Nie warto skupiać się i wałkować w kółko jakiegoś prostego elementu typu zwroty. Nie dążyć za wszelką cenę do super równoczesnego wykonania komendy przez całą drużynę. To jest rzecz drugoplanowa i przyjdzie z czasem. Zajęcia z musztry robić regularnie ale niezbyt długie.
Wprowadzać nowe ciekawe ("zaawansowane") komendy, trójki, czwórki twórz; zbiórki, występowanie, zmiany szuku w marszu. Jakieś bajery w stylu podzielenie drużyny na dwa zespoły, ustawienie w kolumnach trójkowych z dużymi odstępami i maszerowanie "na zderzenie czołowe" z lekkim przesunięciem, tak że obie kolumny jakby się przenikają. W początkowie etapie dawać sporą pauzę między zapowiedzią a komentą, aby wszyscy zdążyli przemyśleć co mają zrobić. Stosować różne warianty, np. zbiórki czasem frontem, czasem nie, różne szyki. Nie popadać w rutynę.
Oczywistość: nie karać jak coś nie wyjdzie, chwalić jak wyjdzie. Komena nagroda/rozluźniacz - u nas była to komenda "harrier" (taki samolot pionowego startu) wydawana jak coś wyszło naprawdę ładnie - polega na rozłożeniu ramion na boki i wykonaniu przysiadu połączonego z okrzykiem ("uuuu" albo "harierrrr"). Nie pamiętam jak powstała ale potem się dobrze sprawdzała. Równy krok można ćwiczyć przez "stonogę" czyli zminiejszenie odległości w marszu do minimum: stwaiając nogę do przodu stwiamy ja obok tylnej nogi osoby przed nami.
No i ważna sprawa: prowadzący musi być przygotowany, musi wiedzieć jak dokładnie należy którą komendę wykonać, a nie wymyślać w trakcie (tak się czasem rodzą "Tradycje"), albo zmieniać zasady co zbiórkę.