Chrzty obozowe to tylko zabawa. Mało jest tam wartości dydaktycznych, ale... Odpuścmy sobie Neptunalia i inne oklepane przez "cywilne" obozy metody. Wymyślmy coś własnego. Jeżeli np. obóz jest organizowany w konwencji LARP (Słowem określamy motyw przewodni obozu, który staje się teatrem, a każdy obozowicz - aktorem.) dajmy na to - partyzantki AK. Zorganizujmy bieg, który pozwoli odkryć, lub potwierdzić talenty uczestników. Kończąc taki bieg możemy przygotować coś w rodzaju chrztu i nadać obozowiczowi dodatkowe imię, ksywkę, pseudonim czy jak kto woli. Np. obozowicz był zwinny i szybki - nazwijmy go śmigłym. Tj. Jan Śmigły Kowalski. Obozowicz wykazał się inteligencją, szybko znalazł rozwiązanie - Ania Bystra Kwiatkowska. Jest to miłe, sensowne (Wybaczcie, ale czasem nadawane imiona - Gumowa Kaczuszka... Owszem są śmieszne, ale to tylko tyle :D) i utrzymane w klimacie partyzantki AK. Co więcej? Można osobę symbolicznie chlapnąć wodą (Bawimy się w św. Jana :P) na znak nowej drogi czy cóś. Można zawiązać opaskę na oczach "chrzczonego" i po nadaniu imienia ją rozwiązać w taki sposób, żeby pierwszym co zobaczą "chrzczeni" był ogień. Brać, wybierać, decydować i niczego nie żałować :D