Sprawa wygląda, w przybliżeniu tak; Ja i 9-ciu moich harcerzy, dzisiaj podczas biwaku, szliśmy o zmierzchu na ognisko obrzędowe drużyny. Doszliśmy do znanej nam dość dobrze polany, właśnie przy strumyku, na skraju lasu. Zabraliśmy się za rozpalanie ogniska, zbieranie patyków itp.
W pewnym momencie kilka osób (w tym również ja to słyszałam) usłyszało coś na styl burzy/bębnów/dudnienia taki był to dosłownie, dość głuchy, głośny dźwięk. Wszystko byłoby ok, gdyby nie to, iż w ciągu minuty dzwięk, się przybliżył na tyle, że mieliśmy wrażenie, jakoby to było gdzieś dosłownie obok nas. Dźwięk był naprawde straszny, a inną dziwną rzeczą było to, że nie dochodził z jednej strony, nie miał jednego źródła. Nie mam pojęcia nawet do czego to porównać, coś jak gdyby słonie tupały najpierw jedną, a zaraz szybko drugą nogą, ale wszystkie równo, razem.
Nie ma możliwości, by dźwięk dochodził z jakiegoś domu/ auta, nie ma możliwości bo nic takiego tam nie ma, a autem wjechać to nie można
Czy ktokolwiek spotkał się kiedyś z czymś takim? Na prawde jestem przerażona, mimo, że wiele strasznych rzeczy w życiu widziałam czy słyszałam, dzisiejsza mnie przeraziła, jak chyba nic innego. Czy ktoś miał podobną sytuacje, cos kojarzy? Proszę o wszelkie sugestie na ten temat.
*Być może zapytaj.zhp nie jest najlepszą stroną, ale to pytanie udostępnie również na innych, zależy mi na znalezieniu odpowiedzi, a może akurat ktoś stąd, coś podobnego przeżył,a biorę pod uwagę też to, że harcerze to też wielbiciele gór/lasów z zamiłowania, nie tylko po kątem "harcerskim", więc może akurat ktoś, coś...