Psycholog ze mnie żaden, ale ojciec chociaż:) Niezgrabnych sformułowań w naszych Prawach nie brakuje. Właściwie w każdym można znalezć coś do poprawy. W tym przypadku oczywiście ktoś przegiął z bezkompromisowością brzmienia tego "prawa". Słowo "wszystkim" robi złą robotę tutaj, a taka formuła w obecnych czasach, że "jest komuś dobrze" też się dwuznacznie kojarzy. Ale, żeby nie wejść w dyskusję, że trzeba zmienić to i owo w prawie jakoś trzeba to tłumaczyć.
Po pierwsze moim zdaniem nie ma tutaj wymiaru czasowego, w sensie nie jest napisane: "każdego dnia wszystkim z zuchem jest dobrze". A to już dużo, bo daje możliwość osiągania tego celu, dążenia do niego w szerszej perspektywie. To pozwala wytłumaczyć pojedyncze potknięcia (nawet jak to jest tak, że co drugi dzień zuch jest nie do zniesienia), bo mamy tu na myśli jego całokształt, ogół zachowań w dłuższym okresie czasu. Innymi słowy mam postępować tak, żeby ludzie w moim otoczeniu czuli się szanowani (wielkie słowa może jak na 7-8 latka, ale wykonalne). Co więcej tworzenie wokół siebie poczucia szacunku u innych nie wyklucza, że komuś powiem coś co mu nie odpowiada, czy nawet zrobię mu jakąś niekoniecznie miłą rzecz. No bo wezmy taką sytuację pod uwagę. Muszę poskarżyć na kolegę, który przyniósł do szkoły petardy urywające palce. Wiadomo, że subiektywnie rzecz biorąc nie będzie mu dobrze, jak mu zabiorą zabawkę. Ale patrząc bardziej obiektywnie z dorosłego punktu widzenia, to dość dobrze, że kolega być może zapobiegł przykremu wypadkowi z moim udziałem.
Choć może się wydawać na pierwszy rzut oka, że chodzi o uczenie spolegliwości, wazeliniarstwa i zabijanie indywidualności u dziecka, to sensem tego zadania jest, żeby ludziom było w moim towarzystwie obiektywnie dobrze. Czyli uczymy szacunku nawet jeśli komuś trzeba powiedzieć/zrobić coś przykrego itd. To w życiu dorosłym niezwykle rzadka i pożądana cecha i umiejętność. Taka mądra asertywność, umiejętność szanowania nawet tych, których się nie lubi, z którymi się spieram itp. Nie muszę komuś nabluzgać, żeby mu powiedzieć, że nie zrobię czegoś dla niego, czy że coś mi się nie podoba.
A poza tym wydaje mi się, że dziecko w tym wieku bardziej uczy się właśnie dobrych interakcji z innymi. Że to w tym wieku naturalną potrzebą jest chęć imponowania innym, szczególnie dorosłym. Wiadomo, że asertywności uczy się w drobnych dawkach od najmłodszych lat, ale jestem przekonany, że jeśli się wyprzedzi nauką asertywności naukę szacunku, to z tego może wyjść tylko nadęty, zadufany, bezrefleksyjny człowiek.
No, ale fakt, że trzeba o prawach zucha debatować, co do ich znaczenia i sensu, jest doskonałym przykładem na to, że czas te brzmienia uwspółcześnić, ujednoznacznić itd.